sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 2

W Komecie było głośno o wiele za głośno. W pierwszej chwili, gdy weszliśmy z chłopakami w tłum tańczących ludzi, myślałem, że oszaleje. Stopniowo jednak moje uszy zaczęły się przyzwyczajać do hałasu. Przecież nie co dziennie człowiek zmaga się z hukiem wywołanym od pistoletu czy nawet granatu to głośny dźwięk muzyki nie mógł spowodować tego czegoś.
- Jak myślicie zajmiemy ten stolik ? – krzykną do nas Daniel pokazując wolną ręka na stolik w rogu baru. Miejsce było idealnie odosobnione, które pozwalało normalnie bez wzajemnego krzyczenia na siebie, żeby coś powiedzieć 
- Tak to będzie odpowiednie miejsce – odparłem krótko
- To wy idźcie zająć nam miejsca, a ja przyniosę jakieś piwa – mrugną do nas Luke swoim lewym okiem, a my powędrowaliśmy do wcześniej ustalonego miejsca.
- Więc James jeszcze żyjesz, więc nie było tak źle jak cały czas myślimy – zaśmiał się Beau z swojego taniego i w cale nie śmiesznego żartu, który nikogo nie śmieszył oprócz niego. Cóż Beau lubił żartować, ale czasem jego żarty zdecydowanie nie były na miejscu. Pojawiały się znikąd to też znikały szybko jak się pojawiały. Pamiętam sytuację tuż przed pójściem do wojska, kiedy razem z chłopakami poszliśmy do baru, żeby pożegnać mnie. Beau był już lekko wstawiony, wiec swój jakże śmieszny żart powiedział ochroniarzowi, który stał przy bramkach. Mogę tylko powiedzieć, że nie mamy już wstępu tam, a Beau trzy dni leżał w szpitalu za powiedzenie, że jego cycki wyglądają jak u hipopotama. Zdecydowanie dalej śmiejemy się z tego i wypominamy tą chwile chłopakowi. 
- Wiesz zależy jaką masz misie – wzruszyłem ramionami – Po odebranie jeńców, kontrolowania miasta czy odbierania swoich z rąk terrorystów. – mruknąłem bez większego wysiłku.
- Ale macie jakieś odpoczynki ?
- Oczywiście, że mamy – wziąłem łyk piwa, które Luke postawił na naszym stoliku -  Przez większość czasu jest nudno, przynajmniej kiedy jesteśmy w bazie. Gimnastykujemy się, koszykówka, biegi, podnoszenie ciężarów i tak dalej. Czasem mamy ćwiczenia z rozkładania broni. Robimy cokolwiek by się nie zanudzić. Nawet czytamy książki lub oglądamy filmy na starym telewizorze. – wziąłem kolejny łyk – Można by powiedzieć, że to małe wakacje. – zaśmiałem się -  A u was chłopaki coś się zmieniło czy nadal jest wszystko po staremu?
- Beau ma dziewczynę ! – krzyną najmłodszy z bliźniaków
- Nie gadaj ?
Beau z naszej paczki jest najstarszy, ale najgłupszy z nas wszystkich to też zdziwiłem się że znalazł swoją drugą połowę. Mała cząstka mnie zazdrościła mu, że ma kogoś na kim może zawsze polegać. Wojsko na ogół nie idzie dobrze w parze ze związkami.
- Dobra skoczcie już z tym. Choć James trochę się zabawić – prosił Jai
- Nie mam ochoty. Zabierz Daniela.
- Ty zawsze nie chcesz. Patrz na te laski. Po prostu trochę się zabawmy. Jak zadawanych czasów.
Pokręciłem głową, myśląc, że wole być sam, niż zmienić się w faceta jakim kiedyś byłem.
Od czasu, kiedy weszliśmy całą naszą grupką na parkiet czułem się nie na miejscu. Miałem wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią, choć dobrze wiedziałem, że to nie prawda. Nie pewnie kołysałem biodrami i przystępując z nogi na nogę. Sam nawet nie wiedząc czego się obawiałem. Po upływie długich piętnastu minutach oznajmiłem, że idę do toalety, bo zaczęło być mi strasznie duszno co też było wymówką.
Ponowienie przedarłem się przez tłum tańczących ludzi ubranych rozmaicie. Jedni wyzywająco – jedna laska zgarnęła mnie i zaczęła niestosownie się o mnie ocierać. Nie powiem chyba mi się podobało, ale gdyby nie fakt, że w tej chwili pragnąłem chwili spokoju nie wiem co by dalej się wydarzyło. Alkohol robił swoje. Drudzy na luzie, a trzeci normalnie zwyczajnie. Gdy dotarłem na chłodny korytarz ruszyłem w stronę toalety publicznej dla wszystkich by tam zaczerpnąć swobodną ciszę, gdyż nawet tutaj ludzie dość głośno hałasowali.
W łazience spojrzałem w swoje odbicie w lustrze stwierdzając, że na twarzy jestem cały czarowny. Procenty dawały już o sobie znać mieszając się z gorącem. Odkręciłem zimną wodę, nabierając trochę na ręce i chlapiąc się nią. Usłyszałem jakiś szmer. Zakręciłem kran. Ktoś szlochał. Zapukałem w jedną z środkowych kabin spycialnię sprawdzając czy oby na pewno ktoś tam się znajduje. Może jedynie się przesłyszałem ?
- Zostaw mnie kimkolwiek jesteś – usłyszałem cichy delikatny kobiecy głos
- Wyjdź – odparłem krótko, a po chwili dodałem – Możesz ze mną porozmawiać. Wiem, że mnie nie znasz dość dobrze, ale rozmowa pomaga – poprosiłem
- Jaką mam pewność, że nikomu nic nie wygadasz ?
- To proste zaufaj mi
Naglę kabina się otworzyła, a z niej wyłoniła się brunetka z brązowymi oczami ubrana w jasną sukienkę, która opinała jej talie i białym sweterku. Wychodząc rzuciła mi się na ramiona bardziej płakając. Byłem zaskoczony nagłym obrotem sprawy, ale przytulałem ją najmocniej jak potrafiłem wiedząc, że teraz jest to jej potrzebne zaś ona wtuliła się w moją pierś jeszcze mocniej. Nie przejmowałem się faktem, że zaraz moja prawa strona koszuli będzie cała mokra od łez.
- Ej mała przestań płakać – potarłem jej plecy – Będzie okej
- Czemu, życie za każdym razem kiedy wyczuwa, że jestem już szczęśliwa zaczyna kopać mnie po dupie ? – zajęczała

- Nie wiem. Spójrz na mnie – odepchnąłem ją troszkę od siebie tak by mogła spojrzeć mi w oczy. Nie zrobiła tego. Wstydziła się – Spójrz… Proszę –zrobiła to bardzo nie śmiałe, a ja otarłem jej wilgotne policzki od nadmiaru spływających łez – Jeśli szczęście jeszcze nie zapukało do twoich drzwi wiec, że jest one bardzo duże i idzie naprawdę małymi kroczkami niosąc je na swoich barkach byś ty była szczęśliwa. 
______________________________________________
Dosyć późno wstawiam rozdział, ale jeszcze jest sobota :D
Trzeci rozdział też planuje dodać w sobotę 
Mam nadzieje, że rozdział wam się podoba miło by było jeśli były by jakieś pod spodem komentarze

PS. Rozdział nie sprawdziłam wiec przepraszam za jakiekolwiek błędy poprawie w chwili wolnej 

2 komentarze: