sobota, 17 października 2015

Rozdział 7

HASZTAG NA TT #OMTWff
Wczorajszego wieczoru wróciłem po nie udanych odwiedzinach od rodziny do domu całkowicie zdołowany, przytłoczony myślami. Znowu zapragnąłem mieć normalną kochającą spokojną rodzinne. Pięcioletnie dziecko wiodące beztroskie życie nie znające oblicza ciemnej strony życia. Dom pełen miłości, wspólne kolecie przy rodzinnym stole. Chciałbym im tak bardzo wybaczyć te stracone lata, ale nie potrafię zapomnieć tych okropnych scen przed oczyma. To tak jakby porzucić cząstkę samego siebie.
Wszedłem na piąte piętro bloku ciesząc się jak głupie dziecko, że dziewczyna nie mieszka na ostatnim piętrze. Byłem zdołowany, ale gdy tylko Bethani do mnie napisała czarne chmury w net się oddaliły zastępując coś w rodzaju małego słoneczka. Przypomniałem sobie jej słowa „Ty mi pomagasz i wiesz co ? Też ci pomogę”. Delikatnie się uśmiechnąłem. Cieszę się, że spotkałem na swojej drodze kogoś takiego. Kogoś kto może mi pomoże zwalczyć moją przeszłość. Moją wewnętrzną walkę.
Podeszłemu i zadzwoniłem dzwonkiem. Nie minęła nawet minuta jak za drzwi wyłoniła się brązowa czuprynka.
- Dwadzieścia trzy złote poproszę – uśmiechnąłem się
- Em.. nie zamawiałam pizzy
- Na pewno ? – spojrzałem na numer mieszkania – ulica Piaszczysta jak się nie mylę?
- Zgadza się, ale nie..
- No cóż będę zmuszony ją zwrócić z powrotem, a jest strasznie zimno – zamilkłem, lecz po chwili dodałem – Na pewno pani nie chce ? – zaśmiała się – Wiesz jednam dam ci ją, bo inaczej trafi do kosza
- To dozwolone ? – wciąż nie przestawała się śmiać. Szczerze mówiąc strasznie polubiłem jej zaraźliwy śmiech, który powodował u mnie błogi spokój – Możesz rozdawać pizze za darmo?
- Nie – pokiwałem głową przecząco – pewnie mnie wyrzucą, ale muszę ci w tajemnicy powiedzieć, że jest to beznadziejna praca. Proszę – podałem jej pudełko – z dodatkowym serem – kiedy miała wziąć pudełko bardzo nie ładnie jej zabrałem – Chwileczkę. Opakowanie jest gorące może wniosę je do mieszkania.
- Czy ty mnie podrywasz ? – ponownie jej śmiech wypełnił cały korytarz
- A co ? Nie udało mi się prawda ? Wiedziałem, że pomysł z udaniem dostawcy pizzy nie wypali– udałem zawiedzionego
- Wejdź James – otworzyła szerzej drzwi tak bym mógł wejść do środka – więc z czym masz tą pyszną pizze ?
- Dodatkowy ser jak już wcześniej wspomniałem, kurczak, pieczarki, kukurydza i peperoni. Gdzie postawić ?
To był mój pierwszy raz, kiedy wszedłem do jej mieszkania. Salon był połączony razem z kuchnią, oddzielony jedynie szklanym blatem. Wszystko było w kolorze jasnego brązu i czystą bielą komponującą się wzajemnie. Było mało miejsca, ponieważ małe pomieszczenie były przepełnione przeróżnymi rzeczami co stanowiło przytulniejszą atmosferę, a wiszące w ramce zdjęcia dodawały całości większego kontrastu. Zgodnie z zaleceniami postawiłem pizze na szklanym stoliku do herbaty.
- Skąd wiedziałeś, że jest to moja ulubiona pizza ? – postawiła dwa talerzyki na stole i usiadła koło mnie na kanapie zdecydowanie zbyt blisko, bo po moim ciele przeszły ciarki
- Strzelałem. Ale tak między nami jest to też moja ulubiona pizza –  dostałem od niej kuksańca
Otworzyłem pudełko, a po pomieszczeniu rozległ się zapach pysznej pizzy, który uwielbiałem. Rozdałem po jednym kawałku dla każdego. Wziąłem jeden malutki kęs
 - Dobra prawda ?
- Wyśmienita – mruknęła walcząc z ciągnącym się serem – nigdy jeszcze tak dobrej pizzy nie jadłam. Gdzie ją zamówiłeś ?
- Mam swoje tajne sposoby – zaśmiałem się w skutek czego dostałem od dziewczyny drugiego kuksańca – a to za co ? – nie odpowiedziała wzruszyła tylko ramionami i lekko się uśmiechnęła powracając do dalszego konsumowania – Mój dobry kolega pracuje w pizzerii i zrobił dla mnie specjalne zamówienie
- Muszę poznać tego kolegę. Muszę mu osobiście powiedzieć, że to jest najlepsza pizza jaką kiedykolwiek jadłam! – mówiła to z pełnym ustami
- Jeśli chcesz możemy się z nim spotkać w sobotę ma wolne – kiwnęła tylko głową na tak zbyt bardzo pochłonięta pizzą
- James ? – postawiła talerzyk
- Hmm.. ? – spojrzałem na jej śliczne czekoladowe oczka, które mogły zahipnotyzować każdego, a szczególności mnie.
Przepełniłem się myślami jak to jest mieć kogoś na kim będzie mi zależeć? Nigdy tego nie doświadczyłem. Dziewczyny były dla mnie tylko zabawkami, które zaspokajały mój gniew. Moją wewnętrzną walkę pozwalając mi to wszystko maskować. Były tylko jedynie po to, żeby uświadomić mi coś czego sam do tej pory nie wiem. Wiec jak to jest mieć takiego kogoś, kto powie ci swoje uczucia, ze nawet mógłbyś skoczyć dla tego kogoś w ogień?
Jak to jest być kochanym ?
- Bo wiesz przez dłuższą chwilę zastanawiałam się dlaczego masz ten pierścionek na ręku – wskazała na moją bladą rękę
Cholera ! Za wszelką cenę chciałem unikać tej rozmowy. Nie chciałem, żeby wiedziała o tym co robie, gdzie jeżdżę, jakie jest moje życie i co mnie skusiło do takiego trybu życia. Naprawdę sam siebie zaskoczyłem faktem tym, że nie chce jej o tym powiedzieć. Bałem się. A może bałem się, że jednak ona może tego wszystkiego nie zaakceptować ?
Czy bałem się odrzucenia z jej strony?
Jak mogłaby na to zareagować? Spojrzałem na pierścień, który znajdował się na prawej ręce na palcu serdecznym. No oczu miał wygrawerowany wizerunek herbu. Okręciłem go parę razy w jedną stronę potem w drugą. Milczeliśmy obydwoje. Nie było już wyjścia z tej sytuacji musiałem jej powiedzieć.
- Służę w armii – zachłysnęła się własną śliną –to jest taki nasz symbol wyróżnienia. Trzy dni temu wróciłem i jestem teraz na przepustce
Patrzyłem na nią smutnymi oczami tym samym podziwiając jej spokój i opanowanie. Zdziwiłem się, że z taką łatwością to przyjęła. Faktycznie nie znałem jej. To tak jak z książkami. Większość ludzi ocenia je po oładkach nawet nie czytając wstępu, lub wielu wierzy krytykom i tylko garstka ludzi poznaje naszą treść. Możliwe też, że nie miała już siły na jakiekolwiek kłótnie. Rozumiałem cisze pomiędzy nami, która wypełniła się zbyt szybko. Potrzebowaliśmy pomyśleć na spokojnie.
Ale coś mi się nie podobało. Milczenie było nieznośnie, a ja musiałem poznać co o tym myśli. Nic nie mogę zrobić. Nic.
Cisza.
- Powinienem chyba już pójść – wstałem i przeprasowałem lekko swoje spodnie racami mając nadzieje, że to pomoże w jakiś sposób przeprasować je
- Zostań – chwyciła mnie tak jak by odebrali jej swoją ulubioną zabawkę, a ona nie chciała jej za wszelką cenę oddać – Nie zostawiaj mnie teraz! Możesz mi to wszystko wyjaśnić ?! – popatrzyła się do góry. Zobaczyłem jej oczy. Nie spoglądałem w jej tęczówki, ale spoglądałem w jej głąb duszy. Zdecydowanie wyrażały ból i smutek. Czy w jej oczach pojawiły się łzy?
- Dobrze – odparłem – Zostanę tak długo jak będziesz tego chciała – usiadłem z powrotem na kanapę

_________________________________________________
Wiem, że rozdział nie jest w miarę dobry, ale następne będą ciekawe. Moim zdaniem.
Wiec jak co sobotę dodaje rozdziały wiec do następnej soboty. Paa..


sobota, 10 października 2015

Rozdział 6

Usłyszałem delikatne stukanie, któro dochodziło z lewej strony. Odkręciłem się. Po szybie rozpoczął się zacięty wyścig kropel. Teraz na ulicy każdy biegał by tylko nie zmoknąć. Mogę się założyć, że za małą chwileczce już nikogo nie będzie, a deszcz będzie miał wolną przestrzeń.
- Jedziemy ? – Odparłem spoglądając na dziewczynę
Bethani popatrzyła się na mnie szokowana jak by nie dowierzała w moje słowa.
- Pada..
- W samochodzie mam parasol. Pójdę po niego – zaśmiałem się pod nosem i wyszedłem z restauracji
Zanim dobiegłem do auta byłem już dość wystarczająco mokry. Na dodatek  nie mogłem nigdzie znaleźć swoich kluczy od samochodu. Znalazłem je dopiero, gdy szukałem w tylniej kieszeni spodni. Wyciągnąłem z bagażnika czarną parasolkę i rozłożyłem. Tym razem nie spieszyłem się z dotarciem do budynku. Bethani już stała na zewnątrz pod malutkim zadaszeniem.
- Hm.. cóż chyba zostaniesz moim służącym. Wiec musisz jeszcze skoczyć po coś do picia, bo usycham
- Z pomocnej dłoni stałem się służącym czy coś mnie kochaniutka ominęło? – zaśmiałem się – Choć – pokazałem swoją zgiętą na wpół łokieć, który chwyciła.
- Jaki dżentelmen z ciebie – ruszyliśmy – Wiesz kocham jak pada deszcz. Kiedy krople deszczu pukają o szybę lub parapet. Wtedy mogę spać i o niczym nie myśleć, albo przeciwnie rozmyślać o swoim całym pieprzonym życiu.
Nie odpowiedziałem na to zamiast to szliśmy w ciszy jak i w ciszy siedliśmy do auta. Krople deszczu pukały o blachę. Chwile pomyślałem wsłuchując się w każdą kropelkę i stwierdziłem, że już wiem o czym mówiła Bthani. Pogrążenie w marzeniach. Tam gdzie nic złego nie może się stać. Gdzie tylko jesteś ty i to co chcesz, żeby się tam znalazło. Stukot deszczu był w rodzaju przejściu do tego świata. Świata pięknego, bez zupełnie żadnych problemów. Gdy byłem mniejszy często i gęsto marzyłem. Chciałem tylko uwolnić się od pieprzonych problemów, ale z każdym dniem dorastania stawałem się kurewsko niegrzecznym chłopakiem zapominającym o tym. Nie interesowało mnie nic.
Spojrzałem na dziewczynę. Uśmiechnąłem się z niewiadomych przyczyn. Przez krótką chwile pomyślałem, że dobrze, że jest razem ze mną. Tak bardzo chciałbym ją w tej chwili dotknąć. Szybko jak to możliwe rozwiałem tą myśl. To nie było w moim stylu – a może tylko tak mi się zdawało ?

***

W chwili, w której postanowiłem przekroczyć furtkę nie spodziewałem się tego, że tutaj kiedyś jeszcze wrócę. Po odwiezieniu Bethani musiałem wrócić. Byłem tu dzisiaj, nawet przed nim uciekałem. Wiem, że źle robiłem, ale mała cząstka mnie musiała i która się strasznie kłóciła z tą, żebym tutaj nie zaglądał.
Stałem pod starym, małym domem, który można zaliczyć do tych jeszcze z lat siedemdziesiątych, który niezbyt ładnie się komponował z tymi teraz tu stojącymi nowoczesnymi obiektami. Choć stał obok domu, który był całkowicie zrujnowany. Popatrzyłem na niego. Po moim ciele przeszły ciarki, a w mojej głowie usłyszałem syreny straży pożarnej. Oddychałem głębiej i dość głośno. Nie mogłem sobie pozwolić na to, żeby to mnie doścignęło. Ta przeszłość.
Natychmiast wybudziłem się z tego stanu.
Teraz zastanawiałem się, czy zapukać w brązowe drzwi czy też wejść do niczego. To był mój dom rodziny, w którym teraz rodzice mieszkają. Nie przychodziłem tutaj często, gdyż relacje z nimi są dość nietypowe i graniczą się z normalnością, ale kiedyś muszę ich w końcu odwiedzić. Skrzywdzili mnie i to bardzo, ale wciąż są moimi rodzicami do, których w środku żywiłem jakiś minimalny szacunek, choć nie okazywałem im tego.
Zdecydowałem się, że będzie mi łatwiej zadzwonić dzwonkiem i poczekać jak ktoś otworzy mi drzwi, a jeśli nie to pójdę poszukać w schowku na kluczę, który znajdował się na tyłach domu. Zadzwoniłem dwa razy. Dokładnie po 6 sekundach otworzyły się, a ja zobaczyłem swojego ojca całkiem pijanego, który ledwie co stał na nogach ubrany w jakieś pobrudzone ubrania. Gdy byłem młodszy wstydziłem się go, ale jeszcze bardziej bałem się. Straszne mnie gnębił, że nikim w życiu nie zostanę i będę musiał ich utrzymywać.
- Cześć tato – wychrypiałem, gdyż zaschło mi w gardle od stresu
- Kogo nam świat przybłąkał? Eliza twój kochany syn wrócił ze światów! – poszedł w głąb domu.
Postanowiłem za nim pójść karcąc się w środku czemu tu przyszedłem. Do mojego nosa dotarły nie smakowite zapachy. Czułem dym papierosów i woń taniego alkoholu z połączeniem zupy kalafiorowej. Nie był to przyjemne.
- Chcesz do nas z powrotem wrócić ? – usiadł na swojej kanapie, na której często przesiadywał – Tyle, że będziesz musiał płacić za rachunki kochany. Nie myśl sobie, że będziemy cię utrzymywać. – wziął do ręki paczkę Viceroy’nów * - Mówiłem ci, że z nami będzie ci o wiele lepiej.
Nie wiedzieli, że służę w wojsku, narażając się każdego pieprzonego dnia ratując obce życie, gdyż oni siedzieli w tym zaśmierdźiałym domu pijać to gówno, które odebrało mi ich i pozwoliło na spokojne dzieciństwo.
- Synku jak się masz kochanie moje – rodzicielka wyszła z kuchni od razu przytulając się do mnie. Od niej też było czuć alkohol.
- Witaj. Widzę, że dobrze się trzymacie, wiec chyba już powinienem iść – starałem się wypowiedzieć to tak precyzyjnie, żeby wydawało się, że muszę gdzieś szybko wyjść lecz to wyszło jak „Mam was już dość po co tutaj do chuja  wracałem. Nic się nie zmieniło. Dalej to chlejecie.”
- Nie zostaniesz ? Zrobiłam twoją ulubioną zupę. Nie skosztujesz ?
W tym momencie po pomieszczeniu rozbiegł się dźwięk dzwonka mojej komórki sygnalizując esemesa. Wybawienie! Dzięki ci Boże, że jeszcze mnie kochasz !
- Wybaczcie chyba już powinienem pójść – pożegnałem się i wyszyłem rozczarowany.
Czego się spodziewałem, że przyjmą mnie z powrotem, że już nie siedzą i nie sączą tej cieczy? Byłem głupi i naiwny, że przez parę sekund tak myślałem!
Wsiadłem do samochodu wkładając kluczyki w stacyjce. Uderzyłem pięścią w kierownice tym samym uruchamiając klakson w aucie. Cholera ! Byłem na siebie wciekły.

* Viceroy – odmiana papierosów

 ______________________________________
Szczerze mówiąc to nie za bardzo mi się jakoś podoba ten rozdział, ale nie jest aż chyba taki zły jak myślę co ?
Miałabym do was ogromną proźbe moglibyście jakoś to ff rozpowiedzieć.. nw komuś polecić czy coś? To dla mnie naprawdę dużo znaczy i z całego serduszka dziękuję osobie która to uczyni.
Następny rozdział w następną Niedzielę. Do zobaczenia

sobota, 3 października 2015

Rozdział 5

W samochodzie było czuć ostry zapach wanilii - kobiece perfumy. Stałem na przedmieściach i wpatrywałem się w jeden praktycznie opustoszały dom. Dokładnie wiedziałem do kogo on należy. Chciałem podjechać bliżej mieszkania i tam wejść, ale nie mogłem. Nie w tej chwili. Muszę poczekać. Pomyślałem.
Po prawej ręce przeszedł mnie zimny dreszcz spowodowany dotknięciem czegoś zimnego. Spojrzałem się w stronę dziewczyny. Uśmiechnęła się mimowolnie widząc na mojej twarzy zdenerwowanie oraz smutek. Chciałem zrobić to samo, ale coś blokowało moje ruchy. Możliwe, że to jej ręka spoczywająca na mojej działała w taki sposób.
- Czemu nie ruszasz ? Masz zielone. – popatrzyłem się w stronę sygnalizacji świetnej, a następnie w lusterko patrząc czy oby na pewno nikogo za nami nie ma. Nie ruszyłem staliśmy nadal w tym samym miejscu co 3 minuty przedtem. – James ?
- Tak ? – popatrzyłem znowu w ten sama budynek, który można zaliczyć do tych jeszcze z lat siedemdziesiątych
- Jesteś jakiś nie obecny. Co jest ?
- Nic – odparłem krótko – Przepraszam – wrzuciłem bieg, a auto ruszyło do przodu
Mijając dom ostatni raz spojrzałem na niego powodując wspomnienia z ubiegłych lat. Nacisnąłem pedał gazu myśląc tym samym, że tak ucieknę przed tym wszystkim. Zwolniłem dopiero w tedy, kiedy wjechaliśmy w głąb miasta, również w tedy, gdy zobaczyłem na twarzy  Bethani przerażenie spowodowane zbyt szybką jazdą. Znowu ją przeprosiłem zupełnie nie wiedząc, dlaczego to robiłem. Włączyłem radio, a gdy tylko usłyszeliśmy pierwsze nuty piosenki, którą uwielbiałem dziewczyna przełączyła na inną stację. Nic nie powiedziałem, gdy tylko zobaczyłem na jej twarzy uśmiech. Zbyt bardzo uwielbiałem to, żeby przeze mnie w tak szybki sposób miał on zniknąć jak się on pojawił.
- Wiec Romeo pięknych dziewczyn – poprawiła się na siedzeniu – gdzie my tak w ogóle jedziemy ? Wiem, że zaczynam nowe życie, ale nie chce tego nowego rozdziału zacząć w sposób nie wiedzący
- Mam plan – tym razem zdołałem się na uśmiech w jej stronę
- Znam już twoje plany. One są – zaczęła śmiesznie machać rękami co u mnie spowodowało jeszcze większy śmiech – Są… jak by to ująć. Nienormalne
- I mówi to dziewczyna, która zgadza się z tymi planami
- Chce cię tylko lepiej poznać. Chyba to nic złego. – kontem oka zobaczyłem, że odwróciła się w moją stronę. Chciałem na nią spojrzeć, ale jadące przede mną samochodu powodowały, że teraz na nich musiałem się skupić. – Prawda ?
- Prawda – zawtórowałem
Zająłem wolne i zarazem ostatnie miejsce koło czarnego Jeep’a parkując bezpiecznie niedaleko miejsca, do którego mieliśmy pójść. Zgasiłem silnik w samochodzie i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki. Nie wyczuwałem od Bethani żadnego spięcia co bardziej mnie przekonało mnie do dziewczyny.
- Poważnie ? Kawiarnia – spojrzała w szyld z napisem „Kawiarnia u Bethani” – To jakiś pieprzony żart James ? – wyrzuciła ręce w powietrze w geście podania.
- Nie..- zaśmiałem się głośno – Wiec idziemy Bethani do Bethani ?
- Mówił ci już ktoś, że jesteś pieprzonym gościem, który ma naprawdę pieprzone żarty jak on sam ? – zaczęła iść w stronę budynku
- Ał..- dotknąłem się w okolicy serca – zraniłaś moje ego, nie wspominając już o moim sercu, które cierpi – przepuściłem ją w progu.
W środku było bardzo przytulnie, a żywe kolory powodowały bardzo ciepłą atmosferę. Wziąłem kartę z brązowego barku otoczony dużą ilością alkoholu, na który miałem ochotę, ale szybko się skarciłem prowadziłem przecież samochód. Prześlijmy przez pół Sali i siedliśmy naprzeciw dużego okna od strony ulicy, która cała była zatłoczona od spieszących się ludzi. Byłem ciekawy, gdzie im się śpieszy. Życie to tylko chwila, gdzie nie trzeba się spieszyć za nie wiadomo czym. Niczego przecież nie możemy być pewni. Nie wiemy co będzie ze tydzień, za miesiąc, za rok. Dlatego trzeba żyć chwilą i cieszyć się nią, a nie ją przemijać w pośpiechu.
Siedliśmy naprzeciw siebie. Podałem Bethani kartę. Przeleciałem palcami od góry do dołu szukając odpowiedniego dania. Razem postawiliśmy na dokładnie to samo jedzenie – frytki z kurczakiem – odpowiednie danie pomyślałem, kiedy kelnerka odchodziła z zamówieniem. W całkowitej ciszy błądziliśmy po całej sali wzrokiem ilustrując stan restauracji. Szczególną uwagę przyciągną stół bilardowy, który spowodował przypływ dawnych czasów.

- Strzel w tą zieloną po swojej prawej stronie ! – Daniel za bardzo wczuwał się w role doradcy życiowego w sprawie gry.
Chciał wygrać i zdobyć swój szmal, zresztą nie tylko on tak myślał dzisiejszej nocy. Dobrze wiedziałem co robić , i w którą bile trafić, żeby dupek Nash nie zgarną mojej słodkiej wygranej. Grałem z różnymi typami, może i nawet gangsterami o laski, które się puszczały w każdym wolnym czasie. Laska opierająca się o gruby filar zacięcie kibicowała nam obydwu. Dla niej nie było to kto wygra, dla niej liczyło się tylko jedno. Wygrany zrobi z brunetką to i owo.
Staranie się przygotowałem i strzeliłem w zieloną kule, tak jak Daniel wcześniej podpowiadał.
- Pieprzony dupku to był zły ruch. Wiesz o tym ?
Nie zupełnie zły jedno takie zagranie, a poprowadzi mnie ku zwycięstwa. Niech wierzy, że może wygrać. Zresztą często i gęsto przychodziłem i zazwyczaj wygrywałem. Dlatego nosiłem ksywę niezwyciężony James.
- Pieprz się Nash – warknąłem dość ostro. Chyba chciałem go zdenerwować.
Na końcu gry Nash po swojej oczywiście przegranej tak się wciekł, ze na Sali zrobiła się nie przyjemna sytuacja. Rzuciliśmy kijki i zaczęliśmy się dość mocno szamotać. Dopiero po kilku minutach przerodziło się w wielką bójkę na pieści. Obydwoje trafiliśmy do szpitala przy tym ciągnąć za sobą parę osób. Oczywiście mięliśmy przestani na policji, ale laska była mój.

- James, James ej.. słyszysz mnie – Bethani powrotem z sprowadziła mnie na ziemie z krainy przeszłości
- Tak ? – odcknołem się orientując się, gdzie dokładnie teraz jesteśmy
- Właśnie przynieśli nam jedzenie
Szczerze mówiąc nie za bardzo miałem ochotę, żeby coś zjeść, tak jak zupełnie nie wiedziałem dlaczego tutaj byliśmy. Mogliśmy przecież pojechać zupełnie w przeciwnym kierunku. W ogóle jakie to miało znaczenie?
- Co jest? Od paru dobrych minut jesteś ciągle nie obecny. Najpierw na ulicy, a teraz tutaj
- Nie wiem – dodałem krótko by nie drążyć dalej tego tematu, ale po chwili stwierdziłem zupełnie co innego niż chciałem – Myślałem. Przeszłość mnie ciągle goni. Nie chce mnie wypuścić ze swoich ohydnych zimnych szponów mroku – mówiłem lodowato. Przez małą chwile dostrzegłem w jej oczach strach, ale tak szybko jak się pojawił tak szybko on znikł.
- James – położyła delikatnie swoją prawą rękę na mojej. Jej gest lekko mnie zaszokował, ale mimo tego nic z tym nie zrobiłem. Dalej patrzyłem w jej oczy. – Widzę, że nie tylko ja musiałam rozpocząć nowy rozdział w swojej książce.
- Bethani nie to nie to samo. Zdecydowanie – spierałem się
- Nie James to ty jesteś w błędzie. Twoja podświadomość ci to mówi, ale jest zupełnie inaczej. Ty mi pomagasz i wiesz co ? – nie odpowiedziałem wiedziałem, że nie czeka na moją odpowiedz – Też ci pomogę. Razem przejdziemy przez czarne wrota.
Uśmiechnąłem się mimowolnie. Znamy się dosłownie dwa dni, a ona powoduje u mnie nie znane mi dotychczas uczucia, które jeszcze nigdy nie doświadczyłem w swoim życiu.
- Czarne wrota? Bethani chyba coś jest w twoich frytkach
- Skąd ta pewność ? Może to w tym mięsie ? – dostałem od niej paroma frytkami po twarzy
- Nie ładnie… Przez ciebie kelnerki mają więcej do sprzątania

- Pfff.. – prychnęła niczym się nie przejmując 
___________________________________________________________
Zupełnie nie wiem czy podoba wam się ten rozdział dla mnie jest naprawdę taki sobie i mogłam napisać coś o wiele lepszego a wy co myślicie ?
Z wszystkie błędy przepraszam nie zdążyłam sprawdzić wszystkiego dobrze
Do następnej soboty xx