sobota, 10 października 2015

Rozdział 6

Usłyszałem delikatne stukanie, któro dochodziło z lewej strony. Odkręciłem się. Po szybie rozpoczął się zacięty wyścig kropel. Teraz na ulicy każdy biegał by tylko nie zmoknąć. Mogę się założyć, że za małą chwileczce już nikogo nie będzie, a deszcz będzie miał wolną przestrzeń.
- Jedziemy ? – Odparłem spoglądając na dziewczynę
Bethani popatrzyła się na mnie szokowana jak by nie dowierzała w moje słowa.
- Pada..
- W samochodzie mam parasol. Pójdę po niego – zaśmiałem się pod nosem i wyszedłem z restauracji
Zanim dobiegłem do auta byłem już dość wystarczająco mokry. Na dodatek  nie mogłem nigdzie znaleźć swoich kluczy od samochodu. Znalazłem je dopiero, gdy szukałem w tylniej kieszeni spodni. Wyciągnąłem z bagażnika czarną parasolkę i rozłożyłem. Tym razem nie spieszyłem się z dotarciem do budynku. Bethani już stała na zewnątrz pod malutkim zadaszeniem.
- Hm.. cóż chyba zostaniesz moim służącym. Wiec musisz jeszcze skoczyć po coś do picia, bo usycham
- Z pomocnej dłoni stałem się służącym czy coś mnie kochaniutka ominęło? – zaśmiałem się – Choć – pokazałem swoją zgiętą na wpół łokieć, który chwyciła.
- Jaki dżentelmen z ciebie – ruszyliśmy – Wiesz kocham jak pada deszcz. Kiedy krople deszczu pukają o szybę lub parapet. Wtedy mogę spać i o niczym nie myśleć, albo przeciwnie rozmyślać o swoim całym pieprzonym życiu.
Nie odpowiedziałem na to zamiast to szliśmy w ciszy jak i w ciszy siedliśmy do auta. Krople deszczu pukały o blachę. Chwile pomyślałem wsłuchując się w każdą kropelkę i stwierdziłem, że już wiem o czym mówiła Bthani. Pogrążenie w marzeniach. Tam gdzie nic złego nie może się stać. Gdzie tylko jesteś ty i to co chcesz, żeby się tam znalazło. Stukot deszczu był w rodzaju przejściu do tego świata. Świata pięknego, bez zupełnie żadnych problemów. Gdy byłem mniejszy często i gęsto marzyłem. Chciałem tylko uwolnić się od pieprzonych problemów, ale z każdym dniem dorastania stawałem się kurewsko niegrzecznym chłopakiem zapominającym o tym. Nie interesowało mnie nic.
Spojrzałem na dziewczynę. Uśmiechnąłem się z niewiadomych przyczyn. Przez krótką chwile pomyślałem, że dobrze, że jest razem ze mną. Tak bardzo chciałbym ją w tej chwili dotknąć. Szybko jak to możliwe rozwiałem tą myśl. To nie było w moim stylu – a może tylko tak mi się zdawało ?

***

W chwili, w której postanowiłem przekroczyć furtkę nie spodziewałem się tego, że tutaj kiedyś jeszcze wrócę. Po odwiezieniu Bethani musiałem wrócić. Byłem tu dzisiaj, nawet przed nim uciekałem. Wiem, że źle robiłem, ale mała cząstka mnie musiała i która się strasznie kłóciła z tą, żebym tutaj nie zaglądał.
Stałem pod starym, małym domem, który można zaliczyć do tych jeszcze z lat siedemdziesiątych, który niezbyt ładnie się komponował z tymi teraz tu stojącymi nowoczesnymi obiektami. Choć stał obok domu, który był całkowicie zrujnowany. Popatrzyłem na niego. Po moim ciele przeszły ciarki, a w mojej głowie usłyszałem syreny straży pożarnej. Oddychałem głębiej i dość głośno. Nie mogłem sobie pozwolić na to, żeby to mnie doścignęło. Ta przeszłość.
Natychmiast wybudziłem się z tego stanu.
Teraz zastanawiałem się, czy zapukać w brązowe drzwi czy też wejść do niczego. To był mój dom rodziny, w którym teraz rodzice mieszkają. Nie przychodziłem tutaj często, gdyż relacje z nimi są dość nietypowe i graniczą się z normalnością, ale kiedyś muszę ich w końcu odwiedzić. Skrzywdzili mnie i to bardzo, ale wciąż są moimi rodzicami do, których w środku żywiłem jakiś minimalny szacunek, choć nie okazywałem im tego.
Zdecydowałem się, że będzie mi łatwiej zadzwonić dzwonkiem i poczekać jak ktoś otworzy mi drzwi, a jeśli nie to pójdę poszukać w schowku na kluczę, który znajdował się na tyłach domu. Zadzwoniłem dwa razy. Dokładnie po 6 sekundach otworzyły się, a ja zobaczyłem swojego ojca całkiem pijanego, który ledwie co stał na nogach ubrany w jakieś pobrudzone ubrania. Gdy byłem młodszy wstydziłem się go, ale jeszcze bardziej bałem się. Straszne mnie gnębił, że nikim w życiu nie zostanę i będę musiał ich utrzymywać.
- Cześć tato – wychrypiałem, gdyż zaschło mi w gardle od stresu
- Kogo nam świat przybłąkał? Eliza twój kochany syn wrócił ze światów! – poszedł w głąb domu.
Postanowiłem za nim pójść karcąc się w środku czemu tu przyszedłem. Do mojego nosa dotarły nie smakowite zapachy. Czułem dym papierosów i woń taniego alkoholu z połączeniem zupy kalafiorowej. Nie był to przyjemne.
- Chcesz do nas z powrotem wrócić ? – usiadł na swojej kanapie, na której często przesiadywał – Tyle, że będziesz musiał płacić za rachunki kochany. Nie myśl sobie, że będziemy cię utrzymywać. – wziął do ręki paczkę Viceroy’nów * - Mówiłem ci, że z nami będzie ci o wiele lepiej.
Nie wiedzieli, że służę w wojsku, narażając się każdego pieprzonego dnia ratując obce życie, gdyż oni siedzieli w tym zaśmierdźiałym domu pijać to gówno, które odebrało mi ich i pozwoliło na spokojne dzieciństwo.
- Synku jak się masz kochanie moje – rodzicielka wyszła z kuchni od razu przytulając się do mnie. Od niej też było czuć alkohol.
- Witaj. Widzę, że dobrze się trzymacie, wiec chyba już powinienem iść – starałem się wypowiedzieć to tak precyzyjnie, żeby wydawało się, że muszę gdzieś szybko wyjść lecz to wyszło jak „Mam was już dość po co tutaj do chuja  wracałem. Nic się nie zmieniło. Dalej to chlejecie.”
- Nie zostaniesz ? Zrobiłam twoją ulubioną zupę. Nie skosztujesz ?
W tym momencie po pomieszczeniu rozbiegł się dźwięk dzwonka mojej komórki sygnalizując esemesa. Wybawienie! Dzięki ci Boże, że jeszcze mnie kochasz !
- Wybaczcie chyba już powinienem pójść – pożegnałem się i wyszyłem rozczarowany.
Czego się spodziewałem, że przyjmą mnie z powrotem, że już nie siedzą i nie sączą tej cieczy? Byłem głupi i naiwny, że przez parę sekund tak myślałem!
Wsiadłem do samochodu wkładając kluczyki w stacyjce. Uderzyłem pięścią w kierownice tym samym uruchamiając klakson w aucie. Cholera ! Byłem na siebie wciekły.

* Viceroy – odmiana papierosów

 ______________________________________
Szczerze mówiąc to nie za bardzo mi się jakoś podoba ten rozdział, ale nie jest aż chyba taki zły jak myślę co ?
Miałabym do was ogromną proźbe moglibyście jakoś to ff rozpowiedzieć.. nw komuś polecić czy coś? To dla mnie naprawdę dużo znaczy i z całego serduszka dziękuję osobie która to uczyni.
Następny rozdział w następną Niedzielę. Do zobaczenia

1 komentarz: