sobota, 3 października 2015

Rozdział 5

W samochodzie było czuć ostry zapach wanilii - kobiece perfumy. Stałem na przedmieściach i wpatrywałem się w jeden praktycznie opustoszały dom. Dokładnie wiedziałem do kogo on należy. Chciałem podjechać bliżej mieszkania i tam wejść, ale nie mogłem. Nie w tej chwili. Muszę poczekać. Pomyślałem.
Po prawej ręce przeszedł mnie zimny dreszcz spowodowany dotknięciem czegoś zimnego. Spojrzałem się w stronę dziewczyny. Uśmiechnęła się mimowolnie widząc na mojej twarzy zdenerwowanie oraz smutek. Chciałem zrobić to samo, ale coś blokowało moje ruchy. Możliwe, że to jej ręka spoczywająca na mojej działała w taki sposób.
- Czemu nie ruszasz ? Masz zielone. – popatrzyłem się w stronę sygnalizacji świetnej, a następnie w lusterko patrząc czy oby na pewno nikogo za nami nie ma. Nie ruszyłem staliśmy nadal w tym samym miejscu co 3 minuty przedtem. – James ?
- Tak ? – popatrzyłem znowu w ten sama budynek, który można zaliczyć do tych jeszcze z lat siedemdziesiątych
- Jesteś jakiś nie obecny. Co jest ?
- Nic – odparłem krótko – Przepraszam – wrzuciłem bieg, a auto ruszyło do przodu
Mijając dom ostatni raz spojrzałem na niego powodując wspomnienia z ubiegłych lat. Nacisnąłem pedał gazu myśląc tym samym, że tak ucieknę przed tym wszystkim. Zwolniłem dopiero w tedy, kiedy wjechaliśmy w głąb miasta, również w tedy, gdy zobaczyłem na twarzy  Bethani przerażenie spowodowane zbyt szybką jazdą. Znowu ją przeprosiłem zupełnie nie wiedząc, dlaczego to robiłem. Włączyłem radio, a gdy tylko usłyszeliśmy pierwsze nuty piosenki, którą uwielbiałem dziewczyna przełączyła na inną stację. Nic nie powiedziałem, gdy tylko zobaczyłem na jej twarzy uśmiech. Zbyt bardzo uwielbiałem to, żeby przeze mnie w tak szybki sposób miał on zniknąć jak się on pojawił.
- Wiec Romeo pięknych dziewczyn – poprawiła się na siedzeniu – gdzie my tak w ogóle jedziemy ? Wiem, że zaczynam nowe życie, ale nie chce tego nowego rozdziału zacząć w sposób nie wiedzący
- Mam plan – tym razem zdołałem się na uśmiech w jej stronę
- Znam już twoje plany. One są – zaczęła śmiesznie machać rękami co u mnie spowodowało jeszcze większy śmiech – Są… jak by to ująć. Nienormalne
- I mówi to dziewczyna, która zgadza się z tymi planami
- Chce cię tylko lepiej poznać. Chyba to nic złego. – kontem oka zobaczyłem, że odwróciła się w moją stronę. Chciałem na nią spojrzeć, ale jadące przede mną samochodu powodowały, że teraz na nich musiałem się skupić. – Prawda ?
- Prawda – zawtórowałem
Zająłem wolne i zarazem ostatnie miejsce koło czarnego Jeep’a parkując bezpiecznie niedaleko miejsca, do którego mieliśmy pójść. Zgasiłem silnik w samochodzie i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki. Nie wyczuwałem od Bethani żadnego spięcia co bardziej mnie przekonało mnie do dziewczyny.
- Poważnie ? Kawiarnia – spojrzała w szyld z napisem „Kawiarnia u Bethani” – To jakiś pieprzony żart James ? – wyrzuciła ręce w powietrze w geście podania.
- Nie..- zaśmiałem się głośno – Wiec idziemy Bethani do Bethani ?
- Mówił ci już ktoś, że jesteś pieprzonym gościem, który ma naprawdę pieprzone żarty jak on sam ? – zaczęła iść w stronę budynku
- Ał..- dotknąłem się w okolicy serca – zraniłaś moje ego, nie wspominając już o moim sercu, które cierpi – przepuściłem ją w progu.
W środku było bardzo przytulnie, a żywe kolory powodowały bardzo ciepłą atmosferę. Wziąłem kartę z brązowego barku otoczony dużą ilością alkoholu, na który miałem ochotę, ale szybko się skarciłem prowadziłem przecież samochód. Prześlijmy przez pół Sali i siedliśmy naprzeciw dużego okna od strony ulicy, która cała była zatłoczona od spieszących się ludzi. Byłem ciekawy, gdzie im się śpieszy. Życie to tylko chwila, gdzie nie trzeba się spieszyć za nie wiadomo czym. Niczego przecież nie możemy być pewni. Nie wiemy co będzie ze tydzień, za miesiąc, za rok. Dlatego trzeba żyć chwilą i cieszyć się nią, a nie ją przemijać w pośpiechu.
Siedliśmy naprzeciw siebie. Podałem Bethani kartę. Przeleciałem palcami od góry do dołu szukając odpowiedniego dania. Razem postawiliśmy na dokładnie to samo jedzenie – frytki z kurczakiem – odpowiednie danie pomyślałem, kiedy kelnerka odchodziła z zamówieniem. W całkowitej ciszy błądziliśmy po całej sali wzrokiem ilustrując stan restauracji. Szczególną uwagę przyciągną stół bilardowy, który spowodował przypływ dawnych czasów.

- Strzel w tą zieloną po swojej prawej stronie ! – Daniel za bardzo wczuwał się w role doradcy życiowego w sprawie gry.
Chciał wygrać i zdobyć swój szmal, zresztą nie tylko on tak myślał dzisiejszej nocy. Dobrze wiedziałem co robić , i w którą bile trafić, żeby dupek Nash nie zgarną mojej słodkiej wygranej. Grałem z różnymi typami, może i nawet gangsterami o laski, które się puszczały w każdym wolnym czasie. Laska opierająca się o gruby filar zacięcie kibicowała nam obydwu. Dla niej nie było to kto wygra, dla niej liczyło się tylko jedno. Wygrany zrobi z brunetką to i owo.
Staranie się przygotowałem i strzeliłem w zieloną kule, tak jak Daniel wcześniej podpowiadał.
- Pieprzony dupku to był zły ruch. Wiesz o tym ?
Nie zupełnie zły jedno takie zagranie, a poprowadzi mnie ku zwycięstwa. Niech wierzy, że może wygrać. Zresztą często i gęsto przychodziłem i zazwyczaj wygrywałem. Dlatego nosiłem ksywę niezwyciężony James.
- Pieprz się Nash – warknąłem dość ostro. Chyba chciałem go zdenerwować.
Na końcu gry Nash po swojej oczywiście przegranej tak się wciekł, ze na Sali zrobiła się nie przyjemna sytuacja. Rzuciliśmy kijki i zaczęliśmy się dość mocno szamotać. Dopiero po kilku minutach przerodziło się w wielką bójkę na pieści. Obydwoje trafiliśmy do szpitala przy tym ciągnąć za sobą parę osób. Oczywiście mięliśmy przestani na policji, ale laska była mój.

- James, James ej.. słyszysz mnie – Bethani powrotem z sprowadziła mnie na ziemie z krainy przeszłości
- Tak ? – odcknołem się orientując się, gdzie dokładnie teraz jesteśmy
- Właśnie przynieśli nam jedzenie
Szczerze mówiąc nie za bardzo miałem ochotę, żeby coś zjeść, tak jak zupełnie nie wiedziałem dlaczego tutaj byliśmy. Mogliśmy przecież pojechać zupełnie w przeciwnym kierunku. W ogóle jakie to miało znaczenie?
- Co jest? Od paru dobrych minut jesteś ciągle nie obecny. Najpierw na ulicy, a teraz tutaj
- Nie wiem – dodałem krótko by nie drążyć dalej tego tematu, ale po chwili stwierdziłem zupełnie co innego niż chciałem – Myślałem. Przeszłość mnie ciągle goni. Nie chce mnie wypuścić ze swoich ohydnych zimnych szponów mroku – mówiłem lodowato. Przez małą chwile dostrzegłem w jej oczach strach, ale tak szybko jak się pojawił tak szybko on znikł.
- James – położyła delikatnie swoją prawą rękę na mojej. Jej gest lekko mnie zaszokował, ale mimo tego nic z tym nie zrobiłem. Dalej patrzyłem w jej oczy. – Widzę, że nie tylko ja musiałam rozpocząć nowy rozdział w swojej książce.
- Bethani nie to nie to samo. Zdecydowanie – spierałem się
- Nie James to ty jesteś w błędzie. Twoja podświadomość ci to mówi, ale jest zupełnie inaczej. Ty mi pomagasz i wiesz co ? – nie odpowiedziałem wiedziałem, że nie czeka na moją odpowiedz – Też ci pomogę. Razem przejdziemy przez czarne wrota.
Uśmiechnąłem się mimowolnie. Znamy się dosłownie dwa dni, a ona powoduje u mnie nie znane mi dotychczas uczucia, które jeszcze nigdy nie doświadczyłem w swoim życiu.
- Czarne wrota? Bethani chyba coś jest w twoich frytkach
- Skąd ta pewność ? Może to w tym mięsie ? – dostałem od niej paroma frytkami po twarzy
- Nie ładnie… Przez ciebie kelnerki mają więcej do sprzątania

- Pfff.. – prychnęła niczym się nie przejmując 
___________________________________________________________
Zupełnie nie wiem czy podoba wam się ten rozdział dla mnie jest naprawdę taki sobie i mogłam napisać coś o wiele lepszego a wy co myślicie ?
Z wszystkie błędy przepraszam nie zdążyłam sprawdzić wszystkiego dobrze
Do następnej soboty xx

1 komentarz:

  1. Dziwny ten nasz Dżejms ;D haha. Podoba mi sie jak piszesz *kciuk w górę* i idk czy wytrzymam do następnej soboty :/

    OdpowiedzUsuń